niedziela, 14 lipca 2013

O neem słow kilka

Dziś chciałabym opowiedzieć o niezwykłym sprzymierzeńcu włosów jak i całego ciała jakim jest neem.

Neem, czyli w języku polskim miodla indyjska (Azadirachta indica), jest jednym z najpopularniejszych i z najlepiej przebadanych przez zachodnią medycynę składnikiem wykorzystywanym od tysiącleci w medycynie indyjskiej (ajurwedyjskiej). Jest to szybko rosnące, wiecznie zielone drzewo.

Już ze starych sanskryckich tekstów medycznych można było się dowiedzieć o i o cudownych właściwościach leczniczych owoców, nasion, liści, korzeni i kory drzewa neem oraz oleju z jego nasion. Posiada właściwości antybakteryjne, antygrzybiczne, antywirusowe, przeciwpasożytnicze, zwalcza wolne rodniki i komórki rakowe. Od wieków to drzewo nazywano “lokalną apteką”, gdyż stosowane było zewnętrznie i wewnętrznie w leczeniu wielu chorób (cukrzyca, grzybica, gorączka, ospa, wrzody, egzema, czyraki, itd.)

W pielęgnacji włosów i skóry głowy (co mnie interesuje najbardziej) neem jest stosowane od tysiącleci.  Zwalcza łupież i wszelkie żyjątka, które mogą się nam we włosach zalęgnąć (paskudne wszy! chociaż ja nie przyniosłam z przedszkola do domu takiej niespodzianki) - neem radzi sobie z nimi w naturalny sposób-, a co najważniejsze, jest delikatny dla skóry i ,w przeciwieństwie do chemicznych środków, całkowicie bezpieczny.

Dodatkowo neem odżywia nasze włosy - miękkość (jeśli przetrwamy ziołowy przesusz) i blask gwarantowane (lecz niestety nie aż taki jak po hennie) i stymuluje cebulki do wzrostu..

Źródło: 1, 2, 3.





A teraz neem w moim odczuciu

Skład: 
W zakupionej paczuszcze otrzymamy sproszkowane liście neem (no niczego więcej chyba nikt się nie spodziewał ;) ) (4)

Opakowanie: 
Złota, kwadratowa paczka (mniej więcej 13x13cm), 100g  (5)

Konsystencja:
No i tu zaczyna się dowolność. Do rozrobienia 100g neem (1 paczka) używam ok 250-300ml ciepłej wody, ale oczywiście można troszkę więcej/mniej - chodzi o to, żeby wygodnie się nakładało na głowę i skalp. Mieszam do uzyskania gęstej, gładkiej i zielonej pasty (serek homogenizowany albo gęsta śmietana).

Alternatywnie można dodać mocną herbatę zamiast wody (dla ciemniejszych włosów) i 1 łyżkę maski o prostym składnie, bez silikonów i z małą ilością oleju, aby ratować przed przesuszem. Pomocny w walce z wysuszeniem będzie jeszcze żel lniany dodany do zielonej paćki. Najważniejsze, aby konsystencja nie była zbyt wodnista.

Zapach:
Jest to niestety ziołowy śmierdziel. Mi zapach bardzo nie przeszkadza, chociaż piękny nie jest. Nie mam wrażliwego nosa na zapachy, ciężko mnie czymś zrazić. Przypomina mi mocną, zieloną herbatę. Po spłukaniu jest jeszcze wyczuwalny przynajmniej przez dobę. Mój TŻ twierdzi, że to "śmierdzi niemiłosiernie selerem" (a seler to najgorsze warzywo świata.

Efekt koloryzujący:
Brak. I z tego się bardzo cieszę - chcę zejść z farby.

Wydajność :
1 paczka = 100g. Mam włosy do łopatek i w zupełności wystarcza.

Cena:
Zakupione w całkiem atrakcyjnej cenie (15zł/100g) na allegro. W sklepach internetowych też można znaleźć, ale troszkę droższe.

Proces przygotowawczy i spłukiwanie:
Neem nie musi się utlenić więć można 'farbować' od razu po przygotowaniu. Paćkę nakładamy na suche włosy, które wcześniej (np 1 mycie) zostały oczyszczone szamponem z SLS i po myciu została nałożona odzywka bez silikonów. Najlepiej, jeśli ktoś w rękawiczkach nam pomoże w farbowaniu, bo masa jest gęsta. Nie martwmy się o niedokładne pokrycie - nie będzie tego widać. Brudzi, ale nie na stałe. Zwykłe pranie pomoże. Zieloną masę trzymam na włosach od 30 min do 3-4h (w zależności ile mam czasu). Jestem jednak z tych osób, które wolą potrzymać na włosach dłużej. W tym czasie upięte klamrą włosy zdążą praktycznie wyschnąć na zielono :). Płucze się zdecydowanie dłużej niż włosy po odżywce czy drogeryjnej farbie. Najlepiej nalać wodę do miski i przez chwilę wymoczyć włosy razem z neem, żeby masa rozmiękła i poluźniła się. Płuczę aż woda będzie czysta, a ostatnie płukanie wykonuję zimną wodą. Już przy płukaniu czuć, że włosy są 'ziołowo tępe' i sztywne. Włosy osuszam koszulką i daję im wyschnąć. Bez odzywki czy ponownego mycia szamponem, bo neem działa jak szampon. Z racji tego, że neem nie daje koloru, włosy można ponownie myć już następnego dnia.
 

Działanie: 
Miękkość -Jak już napisałam mokre włosy po neem są tępe i sztywne, ale kiedy spokojnie wyschną nie są już takie straszne. Mimo tępości są miękkie (tępość znika przy następnym myciu, kiedy nałożymy już normalnie odżywkę/maskę). Miękkość utrzymuje się długo, chociaż ciężko to stwierdzić, bo używam przy każdym następnym myciu odżywkę albo maskę. Wewnętrznie czuję, że moje włosy są odżywione. :)

Blask - nie otrzymałam tafli jak lustro (ach moje kochane kręcone i wysokoporowate kudełki), ale widzę, że są bardziej lśniące (szczególnie na odroście). Miło by było, gdyby lśniły bardziej, ale znam swoje włosy i wiem, że to co otrzymałam jest osiągnięciem realistycznym.

Ograniczone przetłuszczanie- zdecydowanie tak. Robiłam neem w czwartek, a dziś niedziela i nadal nie muszę myć włosów ( normalnie myję do drugi dzień). Tak czy inaczej, dziś już umyję i naolejuje włosy, bo lubię i już tęsknię za codziennymi rytuałami:).

Włosy zostały pogrubione - kucyk ma 8cm. Byłam w szoku. Niestety, nie wiem, ile ma normalnie, ale w dłoni czuję, że włosy są grubsze.

Niestety, włosy nie były ułożone w żaden sposób i zaskutkowało to puszkiem i rozwianą grzywą. na szczęście wszystko znika po następnym, normalnym myciu.

Podsumowanie:

+ nie barwi włosów - świetne indyjskie zioło na początek
+ tanie, wydajne i naturalne.
+ nie barwi na stałe ubrań
+ogranicza przetłuszczanie 
+ pogrubia włosy 
+ odżywia
+ włosy nie są tak długo sztywne, przesuszone jak po innych indyjskich ziołach (przynajmniej u mnie)
+ dodaje trochę blasku
+ łatwe w przygotowaniu i nakładaniu.

- troszkę wysusza  
- jak to zioło (do kolejnego mycia)   
- puszy (do kolejnego mycia) 
- długie płukanie   
- ziołowy intensywny zapach

Świetne zioło, do którego wrócę, minusy zupełnie mi nie przeszkadzają :)  Kolejny post o indyjskich ziołach od jutra zacznie się pisać:)
                                                                                                                                                                    
Ktoś może używał już neem? Jakie macie odczucia?

Pozdrawiam
A.

P.S. Nie sądziłam, że prowadzenie bloga to tak ciężka praca. Staram się to robić najlepiej jak potrafię i zajmuje mi to sporo czasu (mam nadzieje ze z czasem będę pisać szybciej, naturalniej). Blog jest w trakcie pisania i zmian wizualnych - dopiero uczę się obsługiwać Bloggera. Proszę o cierpliwość - nauczę się kiedyś :)

4 komentarze:

  1. bardzo pomocna recenzja :) mam w planach zakup jakiegoś indyjskiego zioła lub mieszanki (myślałam nad kalpi tone) więc będę cierpliwie czekać na inne posty o tych ziółkach :)
    ile razy już robiłaś taki "zabieg"? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Neemowałam włosy kilka razy i jestem zadowolona. Będę wracać do tego bo nie ma efektu koloryzującego jak np w przypadku cassi, kiedy po pół godziny miałam zdecydowanie jaśniejsze pasemka (ok 3 bo wcześniej, po zlej stronie mocy, drogeryjna farba się źle przyjęła, albo aa źle nałożyłam i miałam jaśniejszy brąz - teraz mam ciemnu blond. Cassi mowie nie. Kalpi tone przyciemnia włosy więc na razie nie próbowałam, ale jestem na etapie grzebania w indyjskich ziołach i możne coś ciekawego wyjdzie :)

      Usuń
  2. nigdy o tym ziele nie słyszałam :D ale jest bardzo ciekawe :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam olej neem i choć śmierdzi strasznie to włosy są po nim cudownie błyszczące i odżywione.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :)

Chcąc być na bieżąco z komentarzami posta kliknij 'powiadamiaj mnie'. Nigdy już nie zapomnisz o zadanym pytaniu:)

I jeszcze jedna prośba, uśmiechnij się :)